Zapraszam do mojego wideo, w którym będzie o duathlonie w Ustce.

Wiem, że to szaleństwo, ale właśnie przygotowuję swoje nogi do duathlonu w Ustce. Swoją wyprawę zaczynam od masażu, który polecam każdemu przed ważnym startem. Następnym krokiem będzie 5 godzinna podróż na północ.

Jestem w Ustce chwilę po północy. Znowu nie zdążyłem zrobić rekonesansu trasy biegowej i rowerowej. Jutro mam do wykonania 5 km sprintu, piętnastkę na rowerze i na koniec 2.5 km kolejnego biegu w czasie poniżej godziny. Cel? Nie być ostatnim!

Jeśli to wideo było dla Ciebie przydatne, a chcesz wesprzeć moją działalność to zapraszam do mojego sklepu na https://www.prawie.pro oraz Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/

O świcie w hotelu organizuję sobie śniadanie Małysza, aż obsługa zapytała czy na pewno nie chcę jajecznicy. Następnie biorę długi i bardzo gorący prysznic, żeby po chwili być już po pakiet startowy, okleić siebie numerami i zanieść rower do strefy zmian. Pogoda jest wymarzona. 9 stopni, wiatr 19 km/h i deszcz. Już wiem, że będzie konieczna solidna rozgrzewka.

Ruszyłem punktualnie w południe. Nie miałem możliwości nakręcić Wam pierwszego etapu biegowego, ale za to mam tradycyjnie kamerę umieszczoną na mostku. Wsiadam na rower i jestem już po 5 kilometrach biegu z czasem 20:20 co daje 4:11 m/km. Po drodze były podbiegi po długich schodach i mocno wiało. Mimo tego w głupi sposób chciałem trzymać ustalone z góry tempo. Kosztowało mnie to sporo energii, a przez większość czasu tętno było sporo powyżej progu.

Wsiadając na rower już miałem tętno 170. Moje absolutne maksimum to 187, nigdy nie widziałem wyższego. Winny jest też stres, on dodatkowo obciąża serce i tłumi moją wydolność. Przez cały czas dodatkowo muszę się mocno skupić, bo nie znam trasy rowerowej, a ona jest wyjątkowo skomplikowana, choć dobrze oznaczona. Do tego dochodzi śliska i złej jakości nawierzchnia. Ciężko mi się skupić na parametrach i równym oddawaniu mocy. Jadę po prostu na absolutnego czuja co udowadnia, że elektronika nie jest najważniejsza na zawodach a determinacja i przygotowanie kondycyjne.

Nie mniej czuję, że dziś na rowerze rekordów prędkości nie będzie. Liczne winkle, silny wiatr, brak pewności siebie. Do tego zbyt mocny start na biegu. Mimo to dziwię się, że tak wiele osób udaje mi się wyprzedzić, właściwie mam wrażenie, że cały czas kogoś mijam na trasie. Po drodze widzę też nieco chętnych do draftowania, co mnie dodatkowo motywuje do tego, żeby mocniej cisnąć i urywać. Najzwyczajniej się wkurzam, co daje mi tylko pozytywne efekty.

Trasa 15 kilometrów daje mi 272 W mocy znormalizowanej przy tętnie 170 i średniej prędkości w okolicach 37 km/h. Przekłada się to na 8 miejsce na tym etapie na 80 zawodników open. Jednak to nie koniec jeszcze tej rywalizacji, bo przede mną kolejny trudny bieg 2.5 km. Na nim było już bardzo ciężko, ewidentnie opadłem z sił po mocnym rowerze, jednak udało się to zrobić w czasie 11 minut.

Sumarycznie po 59 minutach i 40 sekundach wbiegam na metę gdzie zostaje zrobione mi to zdjęcie. Mam wrażenie, ze wyglądam na nim jak uczestnik Kids Run, jednak wyglądem się nie wygrywa. Znaczy i tak nie wygrałem, ale jestem bardzo zadowolony w lokaty. Zakończyłem na miejscu 17 na 81 startujących open i w grupie wiekowej otrzymałem numer 10 spośród 21.

Dałem z siebie tego dnia absolutnie wszystko co było dostępne w nogach i głowie. Ostatnia porażka mnie nie zdemotywowała, a wręcz przeciwnie. Przedostatnie miejsce na mistrzostwach Polski dało mi sporo do myślenia i po chwilowej utracie pewności siebie postanowiłem znów walczyć. Walczyć o siebie i swoją ogromną satysfakcję z wyników, które uzyskałem dziś. Jestem z siebie bardzo zadowolony, pomimo tego co za chwilę stwierdzi część z Was. Jestem masakrycznie padnięty i domagam się niezdrowego jedzenia. Wcześniej jednak muszę przejechać ponad 500 kilometrów do domu… Warto było!

Dużo więcej w wideo, do którego obejrzenia serdecznie zapraszam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *